

Zdjęcie pierwsze - pierwsza noc roboty. Jak się baba o północy uprze to wydłubie dłutem "jezioro".
Potem poszło łatwiej, styropian jest zdecydowanie wygodniejszy w obróbce


Noc druga - po owocnym spacerze z psem, dziwnych spojrzeniach panów podążających nocą na stacje po piwo i naniesieniu kilku solidnych kawałków kory zaczynamy dłubać, kruszyć itp... i tak do południa.

i ciąg dalszy...

Kolejna noc...budzimy sąsiadów sprężarką, która maszeruje dzielnie po całym pokoju

ciemno szary podkład i rozjaśnienia suchym pędzlem na biało.

zabawa pigmentami- cała dolna część "skał" - leśna zieleń i khaki. + dno jeziora i "trawnik" potraktowany White Stone z użyciem małej szpachelki.
Oczywiście przy asyście kota.

Kolejna nieprzespana noc. Jezioro - płycizna obsypana drobnym piaskiem, malowane aerografem od ciepłych tonów przy brzegu do zimnego turkusu w głębi.
+ "gadżety".

Wysuszone, spryskane roztworem gliceryny i wody mchy, trawnik wysypany trawą statyczną i drobnym żwirkiem. Pajęczyna z kleju.
Następnym etapem było malowanie figurki siedzącej w wodzie - jakoś nie miałam śmiałości robić jej zdjęć, a zalewanie jeziora żywicą odbyło się w bardzo nerwowej atmosferze, która nie sprzyja fotografii

Reszta zdjęć będzie jak się pogodzę z żywicą, bo cały czas mam na nią focha
