Jeśli chcecie pokazać swoje *ukończone* prace, to trafiliście we właściwe miejsce
Forum rules
Prosimy, abyście w tym dziale starali się zamieszczać prace i dyskusje na temat gotowych modeli. Jeśli macie fotki WIP (tzn. z przebiegu prac), to zamieśćcie je w stosownym dziale i ewentualnie podajcie link do takiego tematu w poście z gotową pracą.
Averlandzcy kapitanowie to charyzmatyczni oficerowie dowodzący wielkimi armiami ale też mniejszymi oddziałami żołnierzy. Walczą na zrytych końskimi kopytami, przesiąkniętych krwią pobojowiskach i na zasłanych trupami ulicach miast. Toczą niekończące się kampanie wojskowe na terenie Starego Świata i poza jego granicami. Dowódcy Strażników dróg z Averlandu w większości rekrutują się spośród averlandzkich arystokratów, którzy przeżyli kilka krwawych bitew i zajęli miejsce poległego dowódcy. Kapitanowie wiedzą, co naprawdę liczy się na polu bitwy.
Figurki przedstawiające Kapitana pomalowałem podobnie jak pozostałych Averlandczyków. Jednak z uwagi na pełnioną w oddziale funkcję model nosi na sobie zdecydowanie więcej pancerza, a przy sobie oręża. Poza zbroją, model odróżnia się od stronników czerwonymi okładzinami mieczy i czerwono-kremowymi pieczęciami przymocowanymi do pancerza. Natomiast by podkreślić związek ze strażnikami dróg pióra sierżanta pozostawiłem białe.
A gdyby szanowne państwo-draństwo chciało dowiedzieć się więcej na temat modeli z których złożyłem bohaterów z Averlandu to zapraszam do lektury TEGO wpisu.
Powozy posiadają solidną drewnianą skrzynię osadzoną na dwóch osiach i są zaprzężone w parę zwierząt pociągowych. Im droższy pojazd, tym lepsza jego konstrukcja, a podróż wygodniejsza. Powozy są najwygodniejszym środkiem podróży po drogach Starego Świata. Choć ich cena jest wysoka, zapewniają pasażerom komfort i bezpieczeństwo. Co więcej, stanowią najszybszy sposób na pokonanie sporych odległości, ustępując jedynie podróży na końskim grzbiecie. Wnętrze powozu zależy od jakości jego wykonania, ale nawet te najtańsze mają siedziska obite materiałem. Powozy najlepszej jakości posiadają wbudowany barek i własne źródło światła. W większości przypadków w powozie może jechać nawet 7 pasażerów, choć część z nich będzie musiała poszukać sobie miejsca na dachu.
Więcej na temat budowy i malowania modelu szanowne państwo-draństwo znajdzie na blogu Danse Macabre.
Rydwany są bojowymi wozami od wieków używanymi przez wojowników Starego Świata. Według zapisów w kronikach historycznych także Sigmar, w czasie Bitwy na Przełęczy Czarnego Ognia, dowodził armią prowadząc natarcie w rydwanie Siggurda, wodza Brigundian. Do rydwanów należą pojazdy, które posiadają dwa koła - przymocowane do osi na której wspiera się platforma, otoczona z trzech stron burtami - i są ciągnięte przez zwierzęta. Im droższy rydwan, tym mocniejsza i bardziej śmiercionośna jego konstrukcja.
Rydwany zaprzężone są zazwyczaj w konie, choć Zielonoskórzy często zaprzęgają dziki lub wilki w charakterze zwierząt pociągowych.
Więcej na temat budowy modelu szanowne państwo-draństwo znajdzie na blogu Danse Macabre.
Stary Świat to niebezpieczne miejsce, szczególnie dla osób, które mają zwyczaj mówienia tego, co myślą, osobowości niepospolitych, obywateli potężnych lub wyraźnie bogatych. Ponieważ tego typu persony nie są rzadkością, nie można się dziwić, że powstała klasa zawodowych strażników, których głównym zadaniem jest ochrona tyłków ich szanownych chlebodawców przed nieprzyjemnymi niespodziankami. Kupcy i osoby pochodzenia szlacheckiego niemal zawsze mają na swym utrzymaniu grupę ochroniarzy do obrony przed bliźnimi, którzy źle im życzą czy też trzymania na dystans żebraków, włóczęgów i innego tałatajstwa. Ochroniarze różnią się stopniem wyszkolenia - od nieudolnie udających wprawę łobuzów do weteranów tworzących coś w rodzaju prywatnej armii. Jednak zdecydowana większość to po prostu drobne opryszki, które cieszą się z tego, że płaci się im za bicie spokojnych obywateli.
Ogry stanowią elitę wśród ochroniarzy. Są to ogromne i brutalne stwory, które postawą znacznie przewyższają człowieka. Królują oczywiście różnych rozmiarów okrągłe kałduny, od ledwie pulchnych po prawdziwie kolosalne. W odróżnieniu od Ludzi brzuszyska Ogrów nie skrywają zbyt wiele tłuszczu, lecz składają się z węzłów mocnych mięśni, które rozciągają się, by ułatwić ogrom pożeranie szczególnie dużego pożywienia. Wielkość kałduna określa siłę i status Ogra.
Więcej na temat modelu szanowne państwo-draństwo znajdzie na blogu Danse Macabre.
W postaci, która potykając się brnęła po ustalonym kamieniami górskimi zboczu z trudem można było rozpoznać człowieka. Zaśliniony, o błędnym spojrzeniu, mamrotał do siebie, idąc jak we śnie na sztywnych nogach.
Jego umysł był pusty. Nie widział otaczającego krajobrazu, nie słyszał wiatru, nie czuł zimna ani deszczu. Nie wiedział nic o góralach, którzy widzieli go z daleka i zamykali swe drzwi na zasuwy, strasząc przed snem dzieci opowieściami o Duchu Skał.
Czasami coś sobie przypominał. Nie wszystko, tylko oderwane fragmenty przeszłości. Widział piękne kości tych, którzy byli jego sługami, oczodoły zwracające się ku niemu z miłością i uwielbieniem. Czasami pamiętał chwile, gdy go ścigano, a jego wodniste oczy rozszerzały się, wykręcone próbowały poruszać się szybciej. Prawie zawsze wiedział, że go oszukano, że ścigał go każdy człowiek. Wiedział, że skradziono mu moc i chwałę i płonął z chęci ich odzyskania. Gdyby tylko pamiętał jak i dlaczego…
Gdy szedł wśród górskich szczytów noc była zimna i czysta. Nie wiedział dokąd idzie - nigdy tego nie wiedział - ale prowadziły go nogi, a reszta ciała posłusznie podążała za nimi. Być może, myślał, ciągle jest ścigany - ale nie wiedział tego na pewno. Wiedział tylko tyle, że musi iść.
Bezwiednie pośliznął się i uderzył w głowę. Przez moment ból przywrócił mu ostrość widzenie - stwierdził, że leży u podnóża małego kurhanu. Coś kryjącego się głęboko w jego umyśle powiedziało mu, że podobne miejsca, niegdyś były dla niego przyjazne. Skulił się w ciemnościach, objął kolana rękoma i powoli zaczął się kołysać. Stwierdził, że w jakiś dziwny sposób ten ruch jest przyjemny.
- HEINRICHU KEMMLER…
Rozczochrana, krwawiąca głowa obróciła się gwałtownie, oczy bezskutecznie wypatrywały czegoś w ciemności. Czy tylko wyobraził sobie szepczący głos?
- HEINRICHU KEMMLER…
Słowa były znajome, ale nie pojmował ich znaczenia. Głos był miękki, niemal ciepły. Obiecywał przyjaźń. Zaczął czołgać się głębiej w ciemność, w stronę głosu. Gdy tak wlókł się po posadzce, jego umęczone ciało nawiedziło dziwne uczucie, podobne zbliżaniu się do ognia, który ogrzewał, nie wydzielając ciepła. Znów czuł, że powinien sobie coś przypomnieć, ale i tym razem nie wiedział co.
- HEINRICHU KEMMLER…
Gdy w głowie eksplodowało mu tysiąc gwiazd, plecy wygięły się gwałtownie. Odpryski pamięci zalśniły w umyśle, połączyły się w całość.
- Heinrich Kemmler… Ja… jestem Heinrichem Kemmlerem. Usta odzwyczaiły się od mówienia, a słowa przychodziły z trudnością.
Ale zaczął sobie przypominać.
Jego ciało drgało na posadzce, z ust wyrwał się głuchy jęk. Nagle wszystko sobie przypomniał: zdemaskowanie w Nuln, ucieczkę przez Reikland w góry, mnicha, który go zdradził - wszystko.
- MOGĘ NA POWRÓT UCZYNIĆ CIĘ SILNYM, HEINRICHU KEMMLER. MOGĘ UMOŻLIWIĆ CI ZEMSTĘ, CHCESZ TEGO?
Obszarpana postać padła na kolana. Oczy były bardziej rozumne, głos spokojniejszy.
- Kim… czym… jesteś?
- JESTEM NARZĘDZIEM ZEMSTY, O KTÓREJ MARZYSZ, HEINRICHU KEMMLER. JESTEM TWYM NAJWIĘKSZYM PRAGNIENIEM, CHCESZ BYĆ POTĘŻNY, CZYŻ NIE? CZY CHCESZ SIĘ ZEMŚCIĆ?
Kemmler skłonił głowę i mocno zacisnął powieki. Z jego gardła wyrwało się pojedyncze słowo.
- Tak!
- A WIĘC POWIEM CI, CO MUSISZ ZROBIĆ.
Gdy stał na szczycie grobowca, wiatr targał mu włosy i poszarpane resztki ubrania. Chociaż nie słyszał już głosu, czuł moc sączącą się z kurhanu w jego nagie, zakrwawione stopy. Zamknął oczy i spróbował przypomnieć sobie słowa, których musiał użyć.
- Neferkhet atruxiel! - powietrze nasyciło się mocą.
- Nekrozon Khyfodian! - podniósł rękę.
- Marbodan Astegan! - z głębi kurhanu dobiegło jakieś szuranie.
- Feniak Lyris - Taibis! - ręka opadła w dół, a z czystego nieba uderzył piorun. Poczerniała ziemia wydęła się i pękła; podniósł się z niej szkielet, trzymający stary oręż i okryty zardzewiałą zbroją sprzed stuleci. Kiedy stał nieruchomo, oczekując na słowo swego nowego pana, pył osypywał się z jego kości.
- Taibis! - kolejny piorun, kolejny szkielet.
- Taibis!
Po kilku minutach wokół kurhanu stał oddział martwych od wieków wojowników. Szuranie stało się teraz głośniejsze, wznosiło się ponad wycie wichru i grzmoty błyskawic, a grobowiec drżał lekko. Popękany i zniszczony kamień zagradzający wejście rozpadł się na kawałki. Z wnętrza grobu wyszła postać, odziana w dziwną, płytową zbroję, koloru brązu i zieleni. Rycerz wspiął się na szczyt kurhanu i przyklęknął przed tym, który go wezwał. Zdjął hełm, odsłaniając nagą czaszkę. Z wiszącej u pasa pochwy wyciągnął długi, zębaty miecz z nienaturalnie jasnego metalu, po czym rękojeścią naprzód podał swemu odzianemu w łachmany mistrzowi.
Kiedy ten wziął miecz, z dziesiątków martwych ust wydobył się wysoki, przeszywający do szpiku kości jęk. Liczmistrz powrócił.
W ramach #17 edycji Figurkowego Karnawału Blogowego pomalowałem staroedycyjny model Heinricha Kemmlera, znanego również jako Liczmistrz.
Z uwagi na niedawną przeprowadzkę i fakt, że nie przeniosłem jeszcze swojego warsztatu model malowałem w polowych warunkach. Zresztą z uwagi na służbę, przygotowania do turnieju i ogólnie pojęte życie na malowanie mogłem poświęcić tylko jeden wieczór.
Również zdjęcia pozostawiają wiele do życzenie ale na razie nie mam możliwości zrobienia lepszych. Jak ogarnę już warsztat, to uraczę szanowne państwo-draństwo nowymi, lepszymi i ciekawszymi fotografiami.