Znalazłem wreszcie chwilę, żeby podzielić się swoimi odczuciami na temat tegorocznego Hussara.
Niezaprzeczalnie jest to największy i najważniejszy konkurs malarski w Polsce - gdyby zapytać malarzy o taki konkurs, zapewne większość wskazałaby Hussara. To dobrze, bo jeden taki "centralny" i "kluczowy" konkurs to dobra rzecz. Musząc wybierać na który konkurs się wybrać, można zdecydować się na ten istotny, bo daje to możliwość udziału w dużym konkursie, spotkania wielu ludzi, wymiany doświadczeń i zwyczajnego miłego spędzenia czasu z wielomy innymi hobbystami.
W tym roku Hussar odbył się - tradycyjnie - pod koniec października i był dla mnie miłą odmianą. Nie dlatego, że zaprezentowałem THE MINI, ale dlatego, że wreszcie nie spędziłem całego dnia za gablotami, tylko mogłem wreszcie spędzić ten czas z innymi osobami niż Nameless i Bohun. Nie żeby mi ich towarzystwo nie odpowiadało, ale zawsze pozostawał taki niedosyt, bo chciałoby się pobyć też z tyloma innymi, a czasu starczało mi raptem na witanie się zza gablot.
Tym razem mogłem czerpać pełną radość z przebywania w tym wyśmienitym towarzystwie, które przybyło na imprezę. A ludzi przybyło dość sporo. Nawet dwie osoby z zagranicy, choć nie sposób liczyć ich jako malarzy zagranicznych, bo to nasi rodacy, którzy jednak czmychnęli z ojczyzny gnani chęcią zysku i nie hamowani patriotycznymi uczuciami
Tym niemniej fantastycznie było zobaczyć nie tylko naszych warszawskich kolegów i stałą ekipę konkursową, ale także tych emigrantów.
Prac było więcej niż w ubiegłym roku, ale nadal mam wrażenie, że po tylu latach organizowania konkursów malarskich w Polsce niewiele się zmienia. Liczba prac poniżej 70 nie powala. Jest to postęp, ale żaden szał... Zakładając, że każdy przywiózłby średnio raptem po 2 prace, daje nam to 35 uczestników. Żaden szał, prawda? Zwłaszcza, że o konkursie była mowa od ubiegłorocznego października, a konkretny termin też był dość dawno znany. Pewnie, dla zagranicznych wędrowców po Golden Demonach to pewnie za mało, bo oni mieli od dawna ułożone kalendarze imprez, ale liczbą polskich malarzy byłem nieco zaskoczony i to wcale nie pozytywnie.
Za to dużym plusem było parę "powrotów zza grobu" - na konkursie spotkałem np. Miłosza Brendela i Alka Witkowskiego, którzy z dużym luzem pojawili się na imprezie i wzięli w niej udział. Miło widzieć, że ciągle chce im się wpaść na tę jedną imprezę malarską i przywitać starych znajomych. Do tego osoby tak "niekonkursowe" jak Ścibor były dodatkową atrakcją...
Sędziowanie odbyło się w odmienionym składzie i muszę powiedzieć, że szczególne brawa i uznanie należą się Bohunowi, który pomimo kuszącej nagrody i wielkich szans jakie miałby na wygraną nie wycofał się z jury i honorowo sędziował zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami. Klasa i szacunek!
Trochę dziwnie było nie sędziować, ale samo oglądanie prac z bliska, ponieważ je fotografowałem, dało mi lepszy obraz tego, co zaprezentowano, niż mieli inni uczestnicy.
A inni widzieli... nie za wiele. Niestety te głosy dało się słyszeć często i jedynie pewną rekompensatą była możliwość zobaczenia z bliska prac, które potem uczestnicy przynieśli na afterparty. Światło padające od tyłu na gabloty i stojące w nich prace było może wygodne dla sędziów, ale dla publiczności - wręcz przeciwnie. Większość widzów widziała jedynie zacienione figurki i tak naprawdę nie do końca wiedziała jak wyglądają te prace. Pozostaje czekać na dobre fotki od autorów, bo te robione na miejscu, ze względu na konieczność zrobienia ich szybko i przygotowania do puszczenia na rzutnik - niestety nie są tak dobre jak bym chciał. Co do tego jak niewiele było widać powołam się na Przema, który jako sędzia przyznał, że niektóre prace wyglądały nieciekawie i buro, dopóki nie wziął ich pod silniejsze lampy, co pozwoliło mu zobaczyć co tak naprawdę malarze zmalowali... Koniecznie trzeba tu coś zmienić.
Cieszy mnie to, że ogólny poziom prac się podniósł. Ale podkreślam, że mówię o poziomie ogólnym. Miałem wrażenie, że ubyło prac słabszych, a przybyło takich, które mogły solidnie rywalizować o wejście do finałów. Albo słabsi malarze sobie odpuścili, albo kolejne osoby podganiają krajową czołówkę, albo po prostu więcej osób się przyłożyło...
Z tym przyłożeniem było jednak różnie. Każdy od dawna wiedział o konkursie, ale przed konkursem rozgorzały dyskusje o tym, kto czego nie zdąży zrobić. Myślę, że z tego między innymi powodu wiele osób nie przyjechało w ogóle na konkurs. Inni przynieśli mniej prac niż planowali, jeszcze inni nie zdołali dokończyć prac na konkurs. Nie wyłączam siebie - bo nie udało mi się dokończyć 2 prac, które chciałem przynieść i w końcu wystawiłem w to miejsce 2 rzeczy, które nie miały w ogóle być prezentowane. Ale smutne jest to, że nawet na największą imprezę tego typu jaką mamy w kraju nie udaje się solidnie zabrać do przygotowań i zrealizować zamierzonych planów. Ciekawe dlaczego?
Myślę, że jedną z przyczyn jest to, że w Polsce wiele osób, które dobrze malują, zarabia malowaniem dla innych. To niestety ogranicza malowanie do tego, co akurat ktoś zamówił - a to ogranicza możliwość realizacji dodatkowych projektów ściśle konkursowych. A prace zamówione są właśnie takie - zamówione. Czyli malowane pod konkretne oczekiwania, po konkretną cenę, oraz pod określony termin. No i kończy się to tak, że na konkurs przynosi się to, co się akurat ma na półce - jeszcze nie przekazane klientom, skończone lub nie. Dlaczego? Bo na malowanie niczego innego nie było za bardzo czasu.
Efekt jest taki, że prezentowane prace nie mogą poszczycić się taką swobodą i kreatywnością jak na wielu zagranicznych konkursach...
W zasadzie to możemy się cieszyć, że zagranica do nas szerzej nie przyjechała w tym roku, bo w przeciwnym przypadku, to pewnie wiele nagród wyjechałoby z naszego kraju, a na Crystal Brusha poleciałby ktoś z zagranicy.
Może brzmi to gorzko, ale takie mam odczucie, że krajowa czołówka jakoś w tym roku nie błysnęła tak bardzo jak to się zdarzało wcześniej. Skoro grand prix wygrywa u nas praca, która w Niemczech była raptem finalistą w GD (w moim odczuciu słusznie), to gdyby zagraniczni malarze mogli poważnie potraktować nasz konkurs i zawalczyć o nagrody - byłoby po nas.
Zresztą jak można mówić o solidnym potraktowaniu tego konkursu przez naszą czołówkę, skoro tak wiele prac zaprezentowanych na Hussarze to były prace wtórne, niezbyt świeże. Bo jak mamy nazwać odrzuty z niemieckiego i angielskiego Golden Demona? Tam nic nie wywalczyły, a u nas nawet złoto zgarniały. Widać, że autorzy tych prac nawet nie musieli specjalnie przyłożyć się do Hussara, bo wzięli swoje stare prace (jeśli coś już było wystawiane, to dla mnie jest starą pracą). A co śmieszniejsze - te prace u nas często powygrywały złoto... W świecie nic, a u nas złoto (i grand prix). Nie jest to w żadnym wypadku atak na autorów tych prac, a zwłaszcza na Flameona, który zupełnie zasłużenie wygrał, tylko moje spojrzenie na to jak polskie środowisko zaangażowało się w przygotowanie prac na Hussara.
A co do samego zwycięzcy - zasłużenie wygrał, bo pokazał kawał dobrego malowania. Niestety model dość przeciętny, do tego odrzut z innego konkursu. Widoczne niedomalowania pod butami, niedopasowanie modelu do terenu na którym stoi, oraz patafix czy inna masa wyłażąca spomiędzy podstawki i postumentu. Czyli: praca ma widoczne wady. A mimo to jest najlepsza, mimo to wygrywa konkurs. Daje do myślenia? Mi tak... I nie jest to kwestionowanie decyzji sędziów, bo malowanie na tym modelu było bardzo dobre. Pozostaje tylko żal, że nie było żadnej pracy, która byłaby równie dobra, ale pozbawiona tak oczywistych kuch.
Za to radością i dumą napełnia fakt, że wielu malarzy pędzi w stronę tej czołówki i swoją kreatywnością i umiejętnościami mogą wkrótce stanowić zagrożenie dla tych, którzy zwyczajowo zajmują miejsca na podium. Pozwolę sobie wymienić choćby Mr. Deniala, który swoją pracą zaskoczył pewnie niejednego, a pozostałym uczestnikom kategorii pewnie zachwiał poczucie pewności siebie co do możliwości zwycięstwa. No, a raptem w ubiegłym roku "dał się namówić koledze" na udział w konkursie.
Cieszy fakt, że poza oklepanym repertuarem (WFB, 40k, WFB, 40k, WFB, 40k, ..., trochę Infinity i Confrontation) pojawiły się rzeczy inne (Verlinden, JMD, Guild of Harmony...), choć pewnie nie wszyscy zgodzą się ze mną w pełnym zakresie (THE MINI)
Niestety to ciągle kropla w morzu, ale miło, że niektóre z nich wywalczyły sobie miejsca na podium.
Martwi za to fakt, że tak słabo obsadzona była kategoria "duży model". Tyle było narzekania na połączenie tej kategorii z maszyną, a tymczasem okazała się to najsłabsza z kategorii. Nie mówię o jakości, ale o ilości zgłoszeń. A przecież była to kategoria tak pojemna... Gdzie trolle, gdzie giganty, gdzie popiersia, gdzie pojazdy historyczne, gdzie historyczne figurki??? Z tego wszystkiego mieliśmy 1 dużą figurkę, 1 popiersie, 1 motor i parę czołgów. I to mamy rozdzielać na dwie kategorie??
Zastanawiam się co można jeszcze zrobić, żeby obudzić trochę polskich malarzy figurek. Jak zachęcić ich do udziału? Co do zagranicznych to wiadomo, że wczesne zaanonsowanie terminu ułatwi im przybycie. Ale dlaczego tak słabo wyszło z Polakami? O konkursie wiadomo było już dawno, trąbione było o tym gdzie tylko się dało, nagrody były kuszące (ktoś się nie zgodzi?), nawet pojawiły się nagrody dla losowych uczestników...
Jak ktoś ma pomysły co można by poprawić - podzielcie się!
Większość ciężaru organizacyjnego spadła jak zwykle na barki jednej osoby - Janusza Rosłana, czyli Jona z naszego forum.
Facet wykonał kawał świetnej roboty, jeśli coś nawaliło to pewnie dlatego, że wcześniej o tym nie wiedział (sugestie co do oświetlenia) albo należało to do kogoś innego. Zadbał nawet o takie smaczki jak kamera i projektor na czas pokazów, oraz projektor do wyświetlania zwycięskich prac podczas ceremonii rozdania nagród. Do tego podziękował współpracownikom i obdarował nas pamiątkowymi statuetkami. Zadbał nawet o tak drobne szczegóły jak przeniesienie imprezy do Klubu Seniora! Dzięki, Janusz!
Wielkie dzięki należą się tym którzy się pojawili - moim zdaniem to ludzie tworzą imprezę, a tegorocznego hussara stworzyli dla mnie ludzie, z którymi go spędziłem. Jeszcze większe dzięki dla tych, którzy zgłosili swoje prace do konkursu. Nieważne czy na światowym poziomie czy nie, czy w wielu kategoriach czy w jednej - każda praca wzbogacała konkurs i za to wam dziękuję! Dziękuję też osobom, które dzieliły się swoją wiedzą, doświadczeniem i umiejętnościami z innymi. Była to jedna z rzadkich okazji, aby uczyć się na żywo od osób z takim doświadczeniem, móc pytać, konsultować się i wymieniać uwagami. Kto skorzystał - ten wie.
Na koniec dzięki za miły czas spędzony na afterparty, cięte żarty, tematy do zdjęć, miłe dyskusje oraz pyszne tremosos (chyba tak to się pisze?). Szkoda, że kolejny Hussar jest dopiero za rok. Fajnie było się z wami spotkać i pogadać na żywo. Miałem wrażenie, że niektórzy nie mieli takiej potrzeby i trzymali się na uboczu, ale może nie dla każdego integracja z pozostałymi była aż tak ważna jak dla mnie...
Tymczasem chciałbym zapytać jakie są wasze odczucia po tegorocznym hussarze. Czy zgadzacie się z moimi? Czy macie inne zdanie? Gdzie upatrujecie przyczyn pewnych słabości tego konkursu? Czy widzicie sposób na ich rozwiązanie? Jakieś sugestie?
Pamiętajcie, że czasem drobna uwaga może kogoś zainspirować do rozwinięcia jej w kolejną, aż może stanie się tak, że za rok będziemy mieli ponad 100 prac, gości z zagranicy, poziom taki, że wstyd będzie wspominać poprzednie edycje, a Flameon niedługo napisze do nas z USA, przekazując informację, która potwierdzi, że jednak jest naszym dobrem narodowym
PS - w tym roku nie rozlałem zupy, pomimo, że takową zamówiłem. cóż, rozwijam się ^^
PPS - pobiłem długość postów Namelessa i Sławola, ale rekord Sławola jeszcze nie pobity...