a ja tak siedzę sobie i czytam...
I bardzo dobrze rozumiem Mahonia i Namelesa, że mając powiedzmy "dwa etaty" i potomków na utrzymaniu co się wiąże z wydatkami i czasem, nie ma siły na "gotowanie sie" na wszystkie konkursy malarskie. Bo to i poswięcony czas, i kasa która zamiast na bilety mogłaby iść na nowe ciuchy dla dzieciaka, albo romantiko kolacjone z ukochanym/ukochaną.
To jasne!
Jednak większość malarzy nie ma dzieci! Żyje z malowania figurek! Ma żonę, ale samą żone zawsze można zabrać ze sobą!
Do celu.
Po prostu chce powiedzieć, że wiekszosci polskiego środowiska malarskiego, albo się nie chce przyjeżdżać, albo malowanie traktuja tylko zarobkowo bez zajawki na rywalizacje ani pokazanie sie.
Bo tak na prawde, nie jest problemem jak się nie ma jeszcze tej żony/męża, tych dzieci, żeby się zebrac i trochę kasy i pojechac na konkurs.
Mówię to na swoim przykładzie. W tym roku byłem na 5 konkursach malarskich w kraju i za granicą. Na Słonecznikach 9niestety chyba ostatnich), Golden Demon w Niemczech, Grey Seer, Hussar, Master of Imagination. Wiadomo że były lepsze i gorsze prace które wystawiałem, ale to nie o to chodzi.
"W ogole bracie jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi Ci głód, nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy, to wystarczy ze odpowiesz sobie na jedno zajebiś*ie, ale to zajebi*cie ważne pytanie. Co lubię w życiu robić - a potem zacznij to robić."
Ja lubię malować i juz
Jakby co to tylko moje przemyślenia
BUZIACZKI!